ARI Image Slider

Pielgrzymka do Częstochowy 2013

Czestochowa 2013

Pielgrzymka dla nieobytego w świecie katolickich wypraw człowieka oznacza żmudny marsz, powolne dogorywanie podczas upałów i nieustanną ascezę. O tym, że takie myślenie nie ma nic wspólnego z prawdą mogą zaświadczyć mysłowiccy pielgrzymi, którzy w dniach 28-31 lipca pieszo udali się na Jasną Górę, by pokłonić się Najświętszej Matce i ofiarować jej swoje trudy i modlitwy. Dla każdego z nich wspólnie spędzony czas przyniesie obfity owoc, a wspomnienia z ostatnich dni lipca w głowach pątników pozostaną na długo, gdyż pielgrzymowanie jest rzeczą wspaniałą, radosną i piękną.

Nad uczestnikami pielgrzymki organizowanej przez parafię NSPJ i Świętego Krzyża nieustannie czuwali duszpasterze- ks. Rafał i ks. Michał z sąsiedniej parafii, którzy ofiarnie poświęcali się swojej roli, a było nią duchowe przywództwo nad powierzonym sobie ludem. Wśród pielgrzymów nie brakowało „pielgrzymkowych weteranów”, lecz było też wiele nowych twarzy. Na wyróżnienie zasługuje postać siostry Germany, która nie wyobraża sobie lata bez mysłowickiej pielgrzymki, mimo że dziś mieszka w podwarszawskich Laskach. Zróżnicowany wiek czy zawód wręcz sprzyjały w procesie integrowania się, ostatecznie zakończonego sukcesem.

Warto wspomnieć, iż głównym tematem pielgrzymkowych rozważań była indywidualna wiara, co ściśle wiąże się z przeżywanym obecnie w Kościele Rokiem Wiary (odpowiednia adnotacja do tego wydarzenia znalazła się na pielgrzymich chustach). Ciekawe konferencje, dosadne homilie i kazania autorstwa mysłowickich księży miały zmusić człowieka do rozmyślania nad kwestią własnej wiary, a także pomóc dostrzec Bożą miłość i poznać sposoby nowej ewangelizacji we współczesnym świecie.

Siedemdziesięcioczteroosobowa grupa zaczęła wyprawę w niedzielę, Mszą Świętą o godzinie ósmej, po której pielgrzymi udali się autokarami do Zawiercia, skąd rozpoczynała się piesza wędrówka Szlakiem Orlich Gniazd. Marsz został okraszony nie tylko hektolitrami potu, ale też pięknymi widokami, czy to na Górę Zborów czy na inne wapienne skały ukryte wśród tajemniczych lasów. Żar lejący się z nieba nie ułatwiał maszerowania, lecz nie zniechęcał do śpiewów na cześć Maryi. Po kilku godzinach marszu na urozmaiconym terenie i różnej nawierzchni, pielgrzymi dotarli do Bobolic, gdzie znajdował się pierwszy nocleg. Trasa pozbawiona była ruchliwych jezdni, co ułatwiało rozmowy, modlitwy i... zbieranie grzybów. Tutaj, w bobolickim schronisku młodzieżowym, po 20km marszu, odbyło się wyjście części pątników do okolicznych zamków, usytuowanych wśród czystych borów sosnowych oraz ognisko integracyjne z przemową ks. Michała i, znanym już z poprzednich pielgrzymek, „Słowem na dobranoc” ks. Rafała.

Co ciekawe, w trakcie postoju w Bobolicach zepsuła się… tuba - pielgrzymkowe nagłośnienie, przez co pątnicy musieli w drodze do następnego postoju głośniej śpiewać i modlić się, by być dobrze słyszalni. Na lament załamujących ręce pielgrzymów przybyło trzech mechaników, również uczestników pielgrzymki, którzy namierzyli usterkę i z chirurgiczną precyzją ją zneutralizowali. Na cześć tychże wybitnych jednostek, ochrzczonych później przydomkiem „inżynierzy”, pielgrzymka śpiewała liczne hymny pochwalne, oczywiście, z przymrużeniem oka.


Drugi dzień po kilkugodzinnym snu i szybkim śniadaniu zaczął się Eucharystią o godzinie siódmej, która, wraz z zmuszającą do myślenia homilią, była nieodzownym elementem pielgrzymkowego harmonogramu. Po niej, ok. godziny dziewiątej (choć niektórzy pomylili 9:00 z 5:00), pielgrzymi wyruszyli do Siedlec. Mogli oni oglądać szeroko rozciągające się łąki, cieszyć się cieniem gęstych lasów, podziwiając przy tym charakterystyczne dla Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej wapienne ostańce, od których odbijały się słoneczne promienie (tego dnia upał był niemiłosierny, aż bano się spojrzeć na termometry). Nakrycia głowy i wiele litrów wody były tego dnia niezbędne, podobnie jak motywujące do dalszych trudów piosenki śpiewane przy akompaniamencie gitary. Nie zabrakło też stałych punktów pielgrzymki, czyli modlitw (różaniec, Anioł Pański, koronka i śpiewy), które, choć bez nagłośnienia, były dobrze przeprowadzone. Słońce zmuszało do dość częstych postoi, ale ostatecznie udało się sprawnie dotrzeć do schroniska młodzieżowego, gdzie czekały wygodne łoża dla starszych i wojskowe prycze dla młodszych. Na miejscu grupa rozdzieliła się: niektórzy poszli do sklepu, inni do okolicznej jaskini, jeszcze inni na boisko, a wszyscy spotkali się potem na pogodnym wieczorze, służącym zacieśnieniu wspólnotowych więzi. Kolejny wspaniały dzień zakończył jak zawsze Apel Jasnogórski, konferencja i wspólna modlitwa wieczorna.

Trzeci dzień pielgrzymowania rozpoczęła poranna Msza Święta, w trakcie której cała grupa modliła się o delikatną mżawkę i zachmurzone niebo. Nieco wybredne błagania zostały wysłuchane i przez cały dzień pogoda była wspaniała do wędrówki – Słońce nieśmiało spozierało zza grubej warstwy chmur, z których jednak nie lunął deszcz, a tylko drobny kapuśniaczek. Takie warunki, w połączeniu z wspaniale działającą tubą sprawiły, że już około drugiej wszyscy szczęśliwie dotarli do Olsztyna. Tym razem pielgrzymka ulokowała się w szkole (gimnazjum), a za łóżka służyły karimaty umieszczone na kafelkach w salach lekcyjnych. Ogromna ilość czasu wolnego podbudowała pielgrzymów, którzy pierwszy raz od trzech dni zjedli na olsztyńskim rynku obiad na ciepło, udali się na pięknie wyglądający zamek, zdobyli kilka okolicznych szczytów czy też opalali się na szkolnym podwórzu. W późniejszych godzinach pątnicy zagrali w piłkę nożną na wspaniałym orliku. Największą atrakcją tego dnia było jednak przyjście pielgrzymki z Podhala do tegoż gimnazjum. Po konferencji i krótkiej wspólnej zabawie mysłowiccy pielgrzymi skorzystali z zaproszenia górali do… wspólnego tańca. Popularna „belgijka” solidnie zmęczyła uda i łydki, ale, jak później stwierdzili tancerze z Mysłowic, warto było się nieco potrudzić. W końcu taniec z pięknymi góralkami i przystojnymi góralami nie jest codziennością. Taneczny prym wiódł ks. Michał, który wywijał partnerkami , ku ich ogromnej uciesze. Po Apelu, który został odmówiony wspólnie z gośćmi z Podhala, mysłowicka pielgrzymka zorganizowała własne tańce, które trwały do późnych godzin nocnych. Wszyscy, bez względu na wiek, na oświetlonym placu tańczyli m.in. taniec belgijski i zorbę. Najlepszymi tancerzami, bez dwóch zdań, zostali mysłowiccy księża i siostra Germana, która tańczyła lepiej od wielu zawodowców. Przed północą młodzież poszła słuchać wspaniałego śpiewu góralskiego i, po nawiązaniu krótkiej znajomości, całość udała się na zasłużony odpoczynek.

Czwarty dzień nie rozpoczął się od Mszy Świętej, a łaskawy ks. Rafał pozwolił pospać dłużej pielgrzymom na podłodze, gdyż zaplanował pobudkę po godzinie siódmej. Słońce świeciło, jednak wtedy słupki rtęci nie wyskakiwały ponad skalę, jak miało to miejsce dwa dni temu. W ostatniej dobie lipca celem była Częstochowa. Do południa pielgrzymka szła lasami, wsiami i łąkami, jednak u bram Częstochowy mysłowiczanie przypomnieli sobie jak wyglądają samochody. Po przecieraniu szlaków z dala od szumu ulic, miejski zgiełk zdawał się być głośniejszy niż zwykle. Szczęściem, trasę zaplanowano tak, by w mieście powiatowym iść tylko szerokimi chodnikami, co cieszyło pielgrzymów. Księża nieustannie przedstawiali Mysłowice okolicznym mieszkańcom, podobnie jak we wcześniejszych dniach. Każdy pątnik mógł tego dnia poczuć się jak gwiazda światowego formatu – w końcu rzadko kiedy dziesiątki rąk machają do mysłowiczan w geście podziwu i przyjaźni! Przed piętnastą kolejna mysłowicka pielgrzymka szczęśliwie dotarła do stóp Jasnej Góry. Po pamiątkowym zdjęciu całość w brudnych ubraniach śmierdzących potem weszła powitać i pokłonić się Maryi, która cały czas była w centrum pielgrzymki. W chwili ciszy każdy przedstawił Jej swoje problemy, poprosił o wsparcie, podziękował za łaski i uwielbiał ją za dary niezmierzone, choć nieraz niedoceniane. Następnie grupa poszła do samochodu, który przez całą drogę był w pogotowiu z bagażem mysłowiczan, by przebrać się, a następnie, w miarę możliwości, wziąć prysznic, zjeść obiad z deserem i pospacerować samodzielnie w klasztorze Paulinów. O siedemnastej trzydzieści odbyła się wspaniała Eucharystia, ofiarowana w intencji wszystkich pielgrzymów z Mysłowic. Tę Najświętszą Ofiarę sprawowali trzej księża z mysłowickich parafii- ks. Rafał, jako główny koncelebrant, ks. Michał, autor homilii, oraz ks. Piotr – proboszcz parafii Świętego Krzyża, który specjalnie przybył do Częstochowy, by powitać pielgrzymów (ks. dziekan Krzysztof nie mógł być w ostatni dzień lipca na Jasnej Górze, gdyż miał rekolekcje z abp. Wiktorem w Brennej). Wszyscy znaleźli się w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej, gdzie brakowało świeżego powietrza, ale było też całe mnóstwo Bożej mocy. A sposób uwielbienia Stworzyciela na koniec Misterium Chrystusa, z głośnym śpiewem chóralnym i oklaskami w wykonaniu mysłowiczan, budził wśród innych uczestników Eucharystii szacunek. Po Mszy Świętej był czas wolny, a po nim, około dwudziestej, odbyła się droga krzyżowa na wałach klasztoru, gdzie ze Szwedami kilkaset lat temu walczył Kmicic u boku księdza Kordeckiego. Po ostatniej stacji księża i przedstawiciele pielgrzymki podziękowali sobie nawzajem za wspólny trud i poświęcenie, wręczając drobne upominki. Cała wspólnota o dwudziestej pierwszej udała się na Apel Jasnogórski, który był swoistym podsumowaniem całej pielgrzymki. Adorując zamykanie Cudownego Obrazu na noc, wszyscy żarliwie się modlili w intencjach, które nieśli do swej Najlepszej Matki.



Przed północą piesi pielgrzymi dotarli do Mysłowic, do kościoła NSPJ, gdzie ks. Dziekan czekał na nich, by podziękować za wszystkie parafialne intencje i zapowiedzieć następną pielgrzymkę, również pod batutą wspaniałych mysłowickich duszpasterzy. Po poświęceniu całość udała się odebrać swoje bagaże i pożegnać się ze wszystkimi towarzyszami wędrówki. Śpiewom, podziękowaniom i łzom nie było końca. Z okolicznej komendy wyglądali policjanci zdziwieni, że tym razem radosne rozmowy odbywają się bez udziału alkoholu i przemocy, a przecież z patologii Mysłowice słyną. W końcu, już w sierpniu, wszyscy udali się do domów, by następnego dnia cieszyć się wspaniale przeżytą pielgrzymką i dzielić się głębokimi treściami poznanymi w tym czterodniowym okresie z innymi. Z pewnością szósta mysłowicka pielgrzymka pozostanie w pamięci siedemdziesięciu czterech uczestników na bardzo długo.

By opisać wszystkie wrażenia, których doznani pielgrzymi w czasie czterech ostatnich dni lipca, trzeba by poszerzyć ten artykuł o kolejne kilka stron. Piękno natury – najdoskonalszego dzieła Boga oraz ludzka życzliwość i nieustające radości umilały marsz, zaś stopniowe zajmowanie miejsca egoizmu przez empatię, a kłamstwa przez prawdę, przy jednoczesnym poznawaniu samych siebie i swojej wiary to największe sukcesy organizatorów tej pielgrzymki. Cóż, oby czas do przyszłorocznego pielgrzymowania nie dłużył się tak jak w tym roku!

Warto nadmienić, iż mysłowicka pielgrzymka dwóch parafii ma kilku uczestników, bez których dojście do Częstochowy byłoby bardzo trudne. Są to nade wszystko: pan Zbigniew- opiekun bagażów pielgrzymów, panowie Marcin i Henryk – odpowiedzialni za kierowanie ruchem i czuwający nad bezpieczeństwem grupy, pan Włodzimierz wraz ze swoją diakonią – animator muzyczny i gitarzysta, czy siostra Germana – pełniąca funkcję „omadlania” całej pielgrzymki. Oprócz parafian z NSPJ i Świętego Krzyża znajdowali się mieszkańcy innych parafii, a nawet diecezji! Jednak całość, będąca pod skrzydłami ks. Rafała i ks. Michała, stanowiła jedność, była spójnie złączona Chrystusem i w Chrystusie. Była i jest. I będzie.

Informujemy, że witryna www.nspjmyslowice.pl używa tzw. plików cookies. Wykorzystywane są one do prowadzenia statystyk odwiedzin oraz w celu dostosowania wyglądu strony do danego użytkownika. Korzystanie z naszej witryny bez stosownych zmian ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na przechowywanie plików cookies w urządzeniu końcowym użytkownika. Szczegółowe informacje można znaleźć w naszej polityce prywatności.

Akceptuję ciasteczka z tej strony.