I Niedziela Wielkiego Postu
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 29, luty 2020 20:02
- Odsłony: 745
„Duch prawdziwej pokuty"
„Pamiętaj, człowiecze, że prochem jesteś i w proch się obrócisz" (Rdz 3,19). W tym krótkim powiedzeniu nie ma ani śladu nadziei zmartwychwstania, ani śladu żywej wiary. Wielki i wspaniały człowiek ma pamiętać, że rozsypie się w grudkę popiołu, tak mało znaczącą i nieważną dla świata. Napiszą o tym trzy linie w księgach stanu cywilnego, przysypią ziemią, położą jakiś kamień i, sprawa skończona!
Ale mimo tragizmu popiołu, który sypią się nam na głowy, Kościół budzi w nas wiarę w zmartwychwstanie i zapowiada nowe życie. Taki więc jestem wielki i taki maluczki. Jednak mój Nauczyciel zmartwychwstał, trzeba więc, abyśmy i my zmartwychwstali. Chrystusowi bardzo zależy na tym, aby grudka mojego „popiołu" ożyła, abym zrozumiał, że mam żyć na nowo (...).
Czy to nie jest cudowne? Cóż może być bardziej pokornego, jak grudka popiołu, jak sypanie popiołu w pyszne fryzury i czupryny? Jest to pokora człowieka, która wzrusza Boga.
„Odmieńmy szaty, pokutujmy w popiele i włosienicy!". O ile to łatwiejsze niż wszystko inne! (...) A jednak, gdy nas takie zapały porywają, że chcemy nawet we włosienicy pokutować, to jednocześnie Kościół nam mówi, iż ponad wszystko ważniejsza jest miłość, bo ona odsłania motywy, dla których wszystko czynimy. Dlatego słyszymy upomnienie: „Rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty wasze" (J 2, 13). Cóż winna biedna koszulina? Ona nie grzeszyła, więc po ją rozdzierać w kawałki?
Jesteśmy jeszcze bardzo zmaterializowani, dlatego najważniejsze energie duchowe umieszczamy często w postaciach materialnych. Na przykład nie damy ciału pokarmu, podłożymy coś pod prześcieradło, aby twardziej było spać, coś sobie w pantofle włożymy, aby niewygodnie było chodzić itd. A Pan Bóg „śmieje się" z tego wszystkiego, bo nasze grzechy są poważniejsze i zupełnie inne. Najwięcej grzeszymy umiłowaniem siebie, zaufaniem sobie, upodobaniem w sobie, wewnętrzną pychą na własny rachunek. Chociaż wiek XX jest epoką zmysłów i rozwiązłości, jednakże najważniejszy grzech, który jest źródłem grzechów ciała i je produkuje, to grzech umysłu, woli, zadufania w sobie. Człowiek pyszny bardzo często zostaje ukarany na ciele. Wiemy to ze Starego Zakonu. Gdy Żydzi zaczynali trochę „brykać", wtedy Bóg dopuścił na nich różne choroby, i siedzieli spokojnie. Dzisiaj wiemy z historii medycyny, jakie to były choroby.
Niekiedy uzbrajamy się w aparat doskonalenia, wzięty z przeszłości, ale siebie obnosimy, mamy do siebie zaufanie, mimo woli siebie wysuwamy i na swój sposób chcemy się uświęcać. Nie tak, jak Pan Bóg chce, ale tak, jak my sobie obmyślimy. Nieustannie tłumaczymy Bogu: 'Panie Boże, no tak, tak, masz rację, ale posłuchaj! Ja Ci opowiem, jak ja chcę kochać Ciebie. Ja mam swój sposób na to...'. A tymczasem trzeba wtedy brać się z pokorą do czytania lekcji Św. Pawła o miłości, gdzie nie jest powiedziane: 'czyń to, tamto, owo' – tylko Miłość – nie, nie, nie... Nie szuka... nie unosi się... nie myśli złego... Tylko „nie", ciągle „nie!". To znaczy, że trzeba coś z siebie wyrwać, coś w sobie zaprzeczyć, coś sobie odebrać. Odebrać sobie – siebie samego, aby całkowicie oddać się Bogu!
Oto upomnienie, które Kościół śpiewa w Popielec: „Nawróćcie się do mnie ze wszystkiego serca... rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty wasze!"