II Niedziela Wielkiego Postu
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 07, marzec 2020 19:26
- Odsłony: 790
„Bóg z nikogo nie rezygnuje”
„Mogę się naczytać wszystkich okropności o człowieku. Może to mnie demoralizować, mogę utracić zaufanie do siebie, a jednak nie zdołam zaprzeczyć, że Bóg umiłował człowieka takim, jakim on jest i mimo tego, za kogo [człowiek] się uważa. Gdybym o sobie myślał o sobie najgorzej, i najprawdziwiej, zawsze jeszcze pozostaną we mnie takie wartości, które muszę uznać, bo pozostają one w człowieku, mimo skażenia ludzkiej natury.
Drogi kamień nie przestaje być sobą nawet wtedy, gdy spadnie w błoto i zabrudzi się. Dzieło sztuki pomimo uszkodzenia nie traci swej historycznej wartości. Człowiek obciążony dziedzictwem grzechu pierworodnego, nie stracił w oczach, w myśli, w planie i zamiarach Bożych tej wartości, którą w niego Bóg włożył. Trzeba to mieć przed oczyma, aby uchronić się od dewaluacji osoby ludzkiej. Niekiedy uważa się depresję za ogólnoludzką psychozę, obezwładniającą człowieka tak, iż nie jest on zdolny zdobyć się na żaden wysiłek, bo nie warto (…).
Świat jest bezsilny wobec takiego człowieka, ale Bóg jest Mocarzem. Świat nie ma już leków, które mógłby zastosować, ale jeszcze ma je Bóg. Świat nie widzi już żadnej wartości ani zalety w tym człowieku, ale jeszcze widzi je Bóg. Dlatego przekreśla wyrok świata: „Winien jest śmierci” i ogłasza swój wyrok Boży: „Dziś będziesz ze mną w raju”.
Jakże nieprawdziwe są psychologiczne, filozoficzne, a nawet fizyczne wyroki świata wydawane na ludzi! Te wszystkie ucięte głowy na gilotynach aż do naszych czasów włącznie. Głowy, w których świat nie był już zdolny dostrzec najmniejszego zalążka zdrowej i zbawczej myśli, nie przestały jednak myśleć rozumnie, nie przestały być ośrodkiem woli, tym epicentrum poruszeń dla prawdziwego „trzęsienia ziemi”, jakie ma miejsce w ludzkim sercu. Jeszcze taka głowa mogłaby uruchomić dłonie, które zabijały czy kradły, aby błogosławiły, opatrywały rany, obdarzały ludzi dobrem. Jeszcze nie cały mózg był „zgniły”. Jeszcze tliła się w nim jakaś energia maleńka, która w pewnym momencie mogłaby poderwać całe zniszczałe dzieło stanowczą decyzją: „Wstanę i pójdę do Ojca”, jak to uczynił syn marnotrawny, karmiący się omłotem kradzionym zwierzętom (Łk 15, 18). Serce, które właśnie zamiera, pozbawione energii, jeszcze coś kocha, a jeśli kocha, to nie jest całkiem przegrane. Resztka miłości wiąże je z Bogiem, który jest Miłością. Dlatego warto zasłonić skazańca, jak matka stojąca pod szubienicą, na której powieszono jej syna: ‘Nie wstydzisz się go?’ – zapytywano. – ‘Przecież to mój syn!’ – ‘Ale zbrodniarz!’ – ‘Tak, ale mój syn!’ ”.