V Niedziela Wielkiego Postu
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 28, marzec 2020 22:21
- Odsłony: 816
„Krzyż znakiem miłości"
„Wszyscy spoglądamy ku krzyżowi, który w tej świątyni dominuje. Ale o wiele dalej sięga nasz wzrok, bo aż do Krzyża na Kalwarii. Tam dokonała się olbrzymia, niepojęta Ofiara, złożona przez Boga-Człowieka Ojcu Niebieskiemu. Krzyż kalwaryjski to pierwszy Ołtarz, na którym sam Jezus Chrystus chciał być ofiarnikiem i ofiarą zarazem. Swoimi kapłańskimi dłońmi oddawał Ojcu Niebieskiemu samego siebie jako Hostię za nasze grzechy, za wolność człowieka – dziecięcia Bożego. Ofiarował siebie, aby odtąd człowiek, złamany dotychczas przez grzech, wyprostował się i znowu chodził prosto, patrząc obliczem pogodnym i ufnym w Twarz swego Ojca, który jest Miłością.
Krzyż, chociaż ugiął Chrystusa, wyprostował ludzkość. Dlatego stał się dla ludzkości znakiem nadziei. Ludzkość patrzy z ufnością ku krzyżowi, bo jest na nim wywyższenie człowieka. Krzyż jest podniesieniem człowieka z pyłu drogi życiowej, którą przeszedł Chrystus, a przez którą my wszyscy idziemy za Nim. Z kalwaryjskiej drogi ludzkości krzyż nieustannie dźwiga człowieka i przypomina Chrystusowe słowa: „A ja, gdy nad ziemię podwyższony będę, wszystko do siebie przyciągnę" (J 12, 23). To jest zadanie Chrystusowego Krzyża: podnosić i dźwigać.
Krzyż jest widzialnym znakiem miłości, która jest w Bogu, jest sztandarem głoszącym Miłość. Do dziś dnia uznanie i miłość do wielkich ludzi i zasłużonych bohaterów wypowiada się przez odznaczenie „krzyżem". Najwyższym znakiem miłości jest krzyż Chrystusa, na którym w pełni objawiła się Miłość Boga (...).
Wydaje mi się, że dobre rozważenie Męki Chrystusa nie na tym polega, abyśmy ciągle rozważali detaliczny tragizm anatomicznej udręki, lecz byśmy poznali nieskończoną miłość i delikatność cierpiącego ponad miarę Boga. „O, wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, zobaczcie i przypatrzcie się, czy jest boleść jako boleść moja" (Lm 1, 12). To prorok tak powiedział, a nie Chrystus. Wielka jest Jego delikatność wobec nas! Przyjdzie czas, gdy otoczymy w niebie Chrystusa i powiemy Mu: 'Panie Jezu, był Krzyż, biczowanie, cierpienie... To wszystko za nas!'. A Pan Jezus powie: 'Nic to, dzieci moje. Tylko „trochę" bolało... to nie ma znaczenia...'. Będzie nam wstyd, a On będzie się radował tłumacząc: 'Nie przejmujcie się. Wszystko minęło. Uczyniłem nowe wszystkie rzeczy (...)'. Przez Mękę Chrystusa i jej wspomnienie, a raczej przez jej przyczynę, mamy swobodnie odetchnąć. Nasze „Gorzkie żale" nie mogą kończyć się samoudręką, ale mają przynieść ulgę i pociechę.
Miłość na tym polega, że nie sekujemy bez końca osoby, która nas miłuje. Zbyt wiele jej nawet o tym nie mówimy. Nie przypominamy też bez przerwy: 'zrobiłeś to, bo mnie kochasz...'. Miłość jest niesłychanie subtelna i dyskretna. Nie lubi wszelkich deklaracji i oświadczeń. Ona po prostu jest i trwa. Jest obecna, tak jak mamy świadomość obecności miłującego Boga. Jest to najwyższa radość, że On jest i że jest Miłością. Bóg nigdy nam tego nie przypomina i o tym nie opowiada. Wystarczy, że jest (...).
W naszym stosunku do Męki Chrystusa jest coś ze świadomości, która wewnętrznie pociesza. Dlatego Kościół umieścił na wszystkich ołtarzach krzyż cierpiącego Chrystusa".