Wielki Piątek
- Szczegóły
- Opublikowano: czwartek, 09, kwiecień 2020 20:25
- Odsłony: 924
„Z wysokości Krzyża"
„Wisi na krzyżu Pan, Stwórca nieba i ziemi, „jako robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa..." (Ps 21, 7). I myśli. Jego dusza zagłębia się w niepojętych tajemnicach współżycia Trzech Osób Boskich – Ojca, Syna i Ducha. Gdy nie było jeszcze świata, istniała chwała Troistego Boga, w tej chwale pierwsza relacja istnienia bytu, łaski, życia i miłości skierowana była ku Synowi. Był On „bezkonkurencyjny": Ojciec nie potrzebował dzielić swego serca z nikim. Słowo Przedwieczne wiedziało, że całe Serce Ojca jest tylko dla Niego, że wszystko, co jest w Ojcu, tchnie prawdziwym duchem niepojętej miłości ku Synowi, że Ojciec jest rozkochany w Synu do najwyższych granic. Ta miłość Ojca do Syna w niczym nie da się porównać z miłością żadnego ojca do najbardziej umiłowanego syna.
Jak ogromna musiała być radość Ojca, gdy całą istotę Bóstwa skierował ku Synowi, którego wywiódł z Siebie, ze Swej istotności! O, Syn był pewny, że Serce Ojca jest całkowicie i wyłącznie dla Niego, bo w nieograniczonych przestworzach poza wszelkim istnieniem nie masz, kogo by Ojciec miał miłować (...).
„Wisi na krzyżu Pan, Stwórca nieba" – i myśli... Myśli o tym, jak było na początku, a jak jest teraz: „Robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa" (Ps 21, 7). Dlaczego tak? Dlaczego aż tak? Co się stało, że właśnie tak? Czy Ojciec odmienił swe Serce? Czy przestał kochać, albo mniej kocha? Co wywołało ten „rozdźwięk"? Myśli o tym na krzyżu Pan, Stwórca nieba... Myślimy również i my, aby choć odrobinę zrozumieć i docenić przeogromną miłość Ojca i niezwykłe poświęcenie Syna.
Znamienne jest to „plurale maiestaticum' Trójcy Świętej, tworzącej światy: 'Faciamus hominem ad imaginem et similitudinem nostram' – „Uczyńmy człowieka na obraz i podobieństwo nasze" (Rz 1, 26). Ojciec „doprosił" Słowo Przedwieczne do tej twórczości... chciał, aby Syn brał w tym udział. Będzie to wspólna „wina". Mówimy ciągle bardzo ludzkim językiem.
„Wisi na krzyżu Pan, Stwórca nieba" i tak sobie rozważa... Oto mój brat, Adam, do którego przyszedłem razem z moim Ojcem... Pochyliliśmy się nad nim i tchnęliśmy weń życie, aż odbiło się na nim światło oblicza Bożego. Ale czy poznaję dziś w moim bracie Adamie światło oblicza Ojca? Co się stało z jego obliczem?! Wygląda tak, jak Ja wyglądałem zanim podeszła Weronika z chustą i otarła mi twarz. Adam – to człowiek, a Ja – Bóg-Człowiek! Czyż miałbym pozostać obojętny, gdy oblicze człowieka uznojone jest przez udrękę życia? To mój brat, a więc także miłość Ojca. Jakże miałbym go nie miłować, skoro Ojciec go miłuje? Przecież Ja i Ojciec jedno jesteśmy!
Żyjemy tym samym uczuciem i tą samą miłością, i naszej miłości nie da się już rozdzielić (...).
Ojcze, na Syjonie składają Ci ofiary, które mają omyć Twojego Syna, a mojego brata Adama. „Nie mam chęci do nich" – mówi Pan Zastępów. Nie masz chęci do nich? Już wiem, już rozumiem! Ciało mi sposobisz, abym upodobniony do brata mego, Adama, stał się drugim „nowym Adamem", poprawionym wydaniem pierwszego wydania księgi życia. Teraz ja mam ją pisać. Dlatego rzekłem: „Oto idę..." (Hbr 10, 7).
„Twarzy mojej nie odwrócę od złorzeczących i spluwających na mnie" (Iz 50, 6). W tej chwili twarz moja jest jako twarz Adama. Rozważę wszystką boleść moją. Oto wyznaczyli zapłatę za mnie – trzydzieści srebrników! Tak jestem przez nich oceniony! Wart jestem dla nich tylko... trzydzieści srebrników! A ilu będzie takich, którzy i tej ceny za mnie nie dadzą, jeszcze taniej mnie sprzedając? Nic za to nie wezmą, że się mnie wyrzekną... Bogactwo więcej znaczy dla ludzi, aniżeli Ja, współtwórca bogactw, przeznaczony dla moich braci. Jak nisko jestem oceniony! Czymże jest chwała moja, którą miałem pierwej, aniżeli świat się stał? (...).
Ojcze! A może Ty ich naprawdę kochasz więcej? Przebaczyłeś im wszystkim, a Synowi swemu nie przebaczyłeś – 'Filio suo non pepercit!'. Ogromne doświadczenie serca!
„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" (Ps 21). „Wylano wody na głowę moją". Mówię – ginę! Prawdziwie ginę. Któż mi przyjdzie na pomoc? Rozglądam się wokół: „Oglądałem się, kto by współcierpiał ze mną i nikogo nie znalazłem". Jaki jestem samotny, jaki opuszczony! Nikogo nie ma przy mnie, bo tym, którzy mnie miłują, zamarły serca. Ci zaś, którzy mnie nienawidzą, otworzyli usta swoje. „Powstali na mnie mężowie nieprawi, bez miłosierdzia i szukali, aby mnie zabić. I nie przepuścili mi!". Nawet na twarz moją napluli. Ranili mnie swoimi włóczniami. Pogruchotane są wszystkie moje kości. Czuję się już jak umarły na ziemi. Wylali na mnie całą swą nienawiść. Zgrzytali przeciwko mnie zębami. Wydano mnie na zniewagę nieprzyjaciół moich (...).
Czy już nikt przy mnie nie został? Nie mogę przetrzeć oczu zalanych i zaklejonych włosami. Czy jest tam jeszcze jakieś wierne serce? Czy jest choć jedno? Kończy się moje życie, ucieka ze mnie krew. Ciało staje się wiechciem bezwładnym, zwisającym coraz bardziej. Kości moje przebijają skórę. Czy jest w pobliżu ktoś życzliwy? Czy nie ma nikogo, kto by ze mną współczuł? Z czoła, między oczami spływa mi po policzku krew. Biegnie w dół na ziemię – moja krew! Skąd ją mam? Z Matki, którą mi sam, Ojcze, wybrałeś. Ona tu jest! Wierna do końca. Stoi... Trudno Ją dostrzec poprzez mękę oblicza i zalanych krwią oczu, ale... jest, na pewno jest. Choćby wszyscy odeszli, Ona pozostanie... Chociaż Ojciec mnie opuścił, Ona przy mnie trwa, Najmilsza Matka moja, która uwierzyła.
- Ktoś jeszcze stoi przy Niej... To chyba Jan? I jeszcze ktoś, jakiś kłębek zwinięty u stóp krzyża. Ach, to te same włosy, które wycierały moje stopy w Betanii. Tak, to Ona! I ona jest przy mnie...
- Nie jestem więc sam! Są przy mnie bliscy, najbliżsi. To Ojciec mi ich dał. Dał mi ich miłość, aby zastąpić ukrytą przede mną Swoją miłość ku mnie. To On wzbudził w nich miłość i wierność dla mnie. Nie jestem sam...
Oczy Jezusa otwierają się i przebijają ciemność, która ogarnęła ziemię. Biegną ku Wzgórzu Kalwaryjskiemu, ku Świętemu Jeruzalem, a potem daleko, daleko, przez drogę wijącą się hen, ku Zachodowi. Z wysokości krzyża przebijają się ku nowym lądom i morzom, aż do krańców ziemi.
- Widzę dwoje wiernych oczu i drugie, i trzecie... oczy, oczy... Morze oczu! To chyba są wody mórz? Nie! To błękity oczu ufnych, patrzących przez wieki ku mojemu krzyżowi... Prawdziwie powiedziałem, że: „gdy będę podwyższony nad ziemię, wszystkich pociągnę ku sobie" (J 12, 32).
Ojcze! Oto ci, których mi dałeś. Nie może zginąć żaden z nich! Czuję, że w moim ciele cos się rodzi. Z otwartego boku powstaje nowa Matka, Kościół Święty – moje Mistyczne Ciało. A może to tylko moje człowiecze ciało tak nabrzmiało od męki! Nie, nie! Ja rosnę i potężnieję. Gdy umiera moje fizyczne ciało, zrodzone z Maryi Dziewicy, rodzi się wielkie Mistyczne Ciało, wyprowadzone z mego boku – Kościół, Matka Wszechżyjących".