XIX Niedziela Zwykła
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 08, sierpień 2020 21:26
- Odsłony: 703
„Zwycięstwo miłości nad nienawiścią"
„Mocarze, którzy zmagali się w tej potwornej wojnie, poszli w niepamięć, albo przeszli do dziejów z najstraszniejszą, zaszarganą opinią. Natomiast Kościół Boży wydobył z niepamięci człowieka i ukazał jego wspaniałą chwałę w obliczu ludów i narodów. Dlatego możemy śmiało powiedzieć, że wojnę światową wygrał Ojciec Maksymilian Kolbe i to w Imię Niepokalanej, Zwycięskiego Rycerza Boga, który pragnie przez maluczkich i pokornych okazać na ziemi moc swoją (...).
Ojciec Maksymilian Maria zwyciężył nie tylko w wymiarze osobistym, ale także w wymiarze światowym. Stał się znakiem dla ludów i narodów, jaką drogę mają wybrać, aby w świecie całym zapanował pokój Boży, sprawiedliwość, miłość, jedność między ludźmi i między narodami (...).
Ludzie zaufali różnym mocom: stali, tankom, samolotom, niezliczonym armiom – tymczasem czego innego trzeba, aby świat odzyskał pokój i jedność. I właśnie to „coś innego" okazuje się dzisiaj. Jeżeli z szeregu postaci wydobywanych z niepamięci na czoło wysuwa się Ojciec Maksymilian Maria, to staje się on znakiem czasu wymownym dla dziejów, które są przed nami. A przed nami, wbrew opiniom pesymistów, jest Boża potęga miłości, która nie umiera... Została ukazana światu moc niedoceniona – a jedynie zwycięska, w imię której ludy i narody mają układać swoje życie i współżycie.
Miłować dobrych jest najłatwiej. Ponieważ Bóg jest najwyższym Dobrem, dlatego też miłość ku Bogu najbardziej nas pociąga. Nienawiść do Boga jest raczej schorzeniem psychicznym niż stanem normalnego rozwoju. Rzeczą normalną jest to, że miłujemy Dobro. Człowieka tym bardziej miłujemy, im więcej widzimy w nim dobra. Ale w miarę jak dobro w ludziach maleje, miłość nasza ku nim zaczyna być coraz trudniejsza, stajemy w punkcie inercji. Gdy zaś punkt inercji przeważa w stronę braku, wady czy konkretnego zła, jest nam coraz trudniej miłować, tym trudniej, im więcej widzimy zła. Dochodzi do tego, że miłość do tych ludzi wydaje się nam niemożliwa. A gdy oni unikają nas wzrokiem, gdy szczędzą nam życzliwości, dobrej twarzy, uśmiechu, rodzi się w nas uczucie rozdwojone. A niechby spojrzeli na nas źle, dotknęli żartem, słowem nieprzychylnym sądem pochopnym, czynem nieżyczliwym! Siła oporu wzrasta... Większość ludzi żyje w stanie takiego wewnętrznego skłócenia z otoczeniem (...).
Rozwiązać ten problem po chrześcijańsku, to znaczy obronić swoją miłość, uratować najważniejsze dobro naszego istnienia, najlepszy dar dla Boga i ludzi.
Święci męczennicy, poddani cierpieniom, modlili się o to, aby śmierć zastała ich akcie miłości. Nasi bracia, ginący podczas egzekucji od prześladowców, nastręczali nam najwięcej troski o to, aby umierali w uczuciu przebaczenia i miłości. Za tę cenę byli męczennikami. To była prawdziwa miłość nieprzyjaciół, którą czerpać można tylko z Boga. „Miłować człowieka drogiego można ludzką miłością, ale wroga miłować, można tylko Bożą miłością (L. Tołstoj „Wojna i pokój"). A Bóg tę pomoc daje. Dzięki niej chrześcijaństwo daje rozwiązanie, którego żadna inna moc na ziemi dać nie może. Kościół zwalcza skurcz serca i dłoni, przywraca oddech płucom i mowę ustom zaciśniętym. Dlatego Kościół nikogo nie uważa za swego wroga, bo dla każdego ma lekarstwo z nienawiści.
Walczyć o to, aby obronić się przed naśladowaniem nieprzyjaciół, owładniętych nienawiścią, aby nienawiścią nie zwalczać nienawiści – to najważniejsze zadanie chrześcijanina, otoczonego wrogami. Jest to zarazem najtrudniejsze zadanie. Ale też – i najowocniejsze dzieło dla świata, bo nienawiść można uleczyć tylko z pomocą miłości".